Mały filozof

Mój pięcioletni syn rozwiązuje jakieś zadanie z teorii prawdopodobieństwa.

Obok niego siedzi babcia i czyta mu bajkę o złotej dziewczynce.

– „…Babunia zaspała i przypłynęła rzeka czerwona. Gdy odpłynęła woda czerwona, przypłynęła niebieska. Potem popłynęła woda czarna. W końcu nadeszła woda żółta i…”

– Woda jest bezbarwnym płynem bez zapachu i bez smaku – mówi mój syn. – Wiedzą o tym nawet pierwszoklasiści. Zamarza w temperaturze zero stopni i wrze w temperaturze stu. A poza tym, babciu, niepotrzebnie tracisz czas.

Babcia wzdycha i zaczyna czytać następną bajkę – o śpiącym królestwie.

– „I gdy wszedł książę, cóż widzi – wszyscy w pałacu śpią twardym snem. Spali kucharze w kuchni, spał ogień, dworzanie chrapali w salach w różnych pozach, woda zasnęła w beczkach, spały też straże, muchy znieruchomiały w powietrzu w głębokim śnie. Spał cały dwór przy stolach, koło tronu, po korytarzach…”

– Babcine trzy po trzy – mówi mój syn. – Cóż to było, narkoza? Ale jej  jeszcze wówczas nie wynaleziono. Bzdura…

– Jak się odzywasz do babci? – wtrącam groźnie. – Przecież ona to robi dla twojego dobra.

– Wiem, wiem – wzdycha chłopiec. – Niech czyta.

Babcia zaczyna nową bajkę – o rybaku i złotej rybce.

– „…Złota rybko, chcę mieć największe bogactwo na ziemi. Zbudujesz mi złoty pałac, jakiego nikt nie ma. I sto sług ma mnie słuchać i usługiwać mi…”

– Bajki z tysiąca i jednej nocy – mówi mój syn. – Ponieważ pałac jest tak ogromny, powinien być budowany z żelazobetonu. Ale tego nie robi się tak prędko. W ciągu jednej nocy. A zresztą to nieprawdopodobne: daj mi to, daj mi tamto. Każdemu według potrzeb.

– Ależ on zrobił rybce przysługę – usiłuje wyjaśnić babcia.

– Tatusiu – zwraca się do mnie mały filozof. – Wyjdziemy trochę na miasto?

– Nie – ucinam krótko. – Źle się odnosisz do babci.

– To po co mi opowiada koszałki-opałki? – złości się mój syn. – Jakieś czarne wody, jakieś złote rybki…

– Chce, żebyś poznał życie – wyjaśniam mądrze.

– Gdzież to się w życiu zdarza? Śpiący dworzanie, daj mi złoty pałac…

– Zdarza się.

– Tere fere!

– Ach tak? Więc ojcu też nie wierzysz? Ruszaj!

I wziąłem go ze sobą i zaprowadziłem nad rzeki. A te płyną czarne, płyną czerwone, płyną żółte – normalne rzeki przemysłowe.

– I co powiesz? – pytam. – Woda jest płynem bezbarwnym?

Syn milczy, ale nie jest już taki pewny. Chwytam go za rękę i prowadzę dalej. Na to młode pokolenie mogą oddziaływać jedynie fakty.

Wprowadzam go do biura.

Wzdłuż ścian do okienka stoją kolejki. Za szkłem okienka senna cisza, żadnego ruchu.

– Hej, panowie – rozlega się głos z kolejki. – Posnęliście czy co? Już pół godziny stoimy w miejscu i nie posunęliśmy się o krok.

– Śpią – mówi ktoś z kolejki. – I ciszej, bo ich pan obudzi.

– Nie ma śpiącego królestwa, co? – zwracam się do syna. – No to spójrz!

Syn patrzy ogromnie zdziwiony, ale się jeszcze nie poddaje.

– Ale złotej rybki nie znajdziesz – mówi. – Z tych, co to rozdają pałace.

– Ach tak? – złoszczę się. – Więc nie wierzysz ojcu?

Chwytam upartego malca i prowadzę go do jednego z moich znajomych.

Naciskam taster dzwonka. Masywne, ozdobne drzwi otwierają się i wchodzimy do mieszkania.

– Jestem chwilowo zajęty, Stachu. Wybacz więc, i usiądź – mówi gospodarz wskazując kanapę. Siadamy.

– Halo, Pietrow – podnosi odłożoną słuchawkę – mówiliśmy o mieszkaniu. Chciałbym, żebyście mi przydzielili trzypokojowe, ale z garażem. Rozumiecie? Oczywiście z hallem, to się rozumie samo przez się. Mam trzypokojowe z hallem, ale bez garażu. Ależ oczywiście! I jeszcze jedna prośba. Posyłam do was moją córkę. Znajdźcie jej u siebie jakąś pracę. Niech czymś kieruje, czymś zarządza – rozumiecie? I wiecie co, już dwa miesiące czekam na przydział wozu, który mi obiecaliście. Jak dotychczas – ani widu, ani słychu…

Syn ciągnie mnie za rękę. Wymykamy się na palcach.

– Czy on ze złotą rybką rozmawiał przez telefon ? – pyta mnie na ulicy malec.

– Oczywiście.

– Więc to tak – wzdycha syn. – Tyle czasu już cię proszę, żebyśmy poszli na ryby, a ty nie masz to wędki, to czasu…

Chwyta mnie za rękę i obaj wchodzimy do sklepu z przyborami wędkarskimi. Kupimy nareszcie wędkę.

tł. Joanna Wyszkowska