Pewnego razu jeden z moich przyjaciół postanowił zrobić otwór w morzu. Wyobrażał to sobie bardzo prosto: wyjeżdżasz, robisz otwór, gdzie ci się podoba i wracasz. Jasne i proste. Zresztą dla mojego przyjaciela wszystkie sprawy na świecie były jasne i proste. Czasem na początku takie nie były, ale gdy on spojrzał na nie swoimi dobrymi i inteligentnymi oczami, stawały mu się posłuszne, jasne i proste.
Mimo to, gdy mój przyjaciel postanowił zrobić otwór w morzu, znaleźli się ludzie, którzy zaczęli go uważać za wariata. Drążenie otworu w morzu było dla nich szaleństwem.
– Dlaczego? – zapytywał przyjaciel. – Czy już próbowaliście? Zawsze okazywało się, że nikt nigdy tego nie próbował.
– A wiec dlaczego mówicie, że to szaleństwo?
– Przecież to powie każdy.
– A czy oni już próbowali?
– Kto?
– Ci, którzy tak mówią.
Okazywało się, że nikt nie drążył otworu w morzu.
– A czy przynajmniej próbowali? – zapytywał moi przyjaciel. Okazywalo się, że także nie próbowali.
Moi przyjaciel skromnie przepraszając zapytał dlaczego właśnie jego uważa się za wariata, a nie tamtych? I dlaczego, w imię pewnych zasad, jedni chcą przeszkadzać drugim w robieniu tego, co ci drudzy chcą robić? Postanowił drążyć otwór w morzu i zrobi to. Zresztą śpieszy mu się, odczuwa gwałtowną potrzebę drążenia tego otworu. Zerwał więc z ludźmi, którzy traktowali go jako szaleńca, zabrał swoje narzedzia i wyjechał.
Naturalnie pożegnał się z żoną. Ona narzekała, że inni mężczyźni umieją zorganizować sobie życie, posiadają samochody, jeżdżą po kraju spędzając szczęśliwe dni urlopu, podczas gdy on chce drążyć otwór w morzu. Ale odpowiedział, że on o tym otworze zawsze marzył i nie zazna spokoju, jeżeli go nie wydrąży. Popatrzył na żonę swoimi dobrymi i inteligentnymi oczami, ale ona go nie rozumiała. Powiedział więc „do widzenia” i wsiadł do pociągu.
W przedziale, jak zwykle w podróży, mówiono o pogodzie, wynikach meczów piłkarskich, ostatnich knowaniach międzynarodowego imperializmu. Później pytano się o powód podróży: wszyscy jechali w sprawach służbowych. Wreszcie zapytano mojego przyjaciela.
– Ja jadę drążyć otwór w morzu – odpowiedział.
Wszyscy wybuchnęli gwałtownym śmiechem.
– Nie jedzie pan w sprawie służbowej? Może z wizytą do przyjaciela?
– Przecież powiedziałem prawdę, że chcę drążyć otwór w morzu.
– Ba, przecież nie mówi pan tego poważnie?
– Naturalnie, że poważnie – potwierdził przyjaciel. – Oto moje narzędzia.
– I rzeczywiście chce pan drążyć otwór w morzu?
– Tak postanowiłem. I muszę się śpieszyć, bo ten otwór jest mi gwałtownie potrzebny.
– Tak gwałtownie, natychmiast? – pytali współpasażerowie.
– Tak – zgodził sic mój przyjaciel. – Sprawa jest pilna.
– A jak duży będzie ten otwór? – zaniepokoili się.
– Taki, jaki jest mi potrzebny.
Podróżni patrzyli na mojego przyjaciela kiwając głowami, potem jeden po drugim wyszli na korytarz, aby zapalić papierosa. Później do przedziału weszły trzy osoby, z klerownikiem pociągu na czele. Atletyczna budowa tych łudzi, którzy w sposób widoczny czuli sie doskonale i mieli miny bardzo zadowolone z siebie, zrobiła wrażenie na moim przyjacielu.
– W przeszłości takich mężczyzn wcielano do gwardii– zauważył.
Przyznali mu rację i zapytali, czy może on służył w gwardii.
– Bylem jeszcze zbyt młody – wyjaśnił mój przyjaciel. – Chodziłem wtedy do liceum.
Zapytali, czy są w przedziale wolne miejsca.
– Sa zajęte, ale pasażerowie wyszli na papierosa – odpowiedział mój przyjaciel.
Nowo przybyli oznajmili, że pasażerowie wysiedli na ostatniej stacji. To zdziwiło mojego przyjaciela, ponieważ ich bagaże leżały na półkach.
– No, ale są ludzie roztargnieni – dodał.
Nowo przybyli zapytali, czy mogą usiąść, a mój przyjaciel zgodził się.
– Pod warunkiem, że nic się nie przydarzy – dorzucił sentencjonalnie.
Lekko pobledli i zapytali, co chclał przez to powiedzieć.
– Nic, tak sobie żartuję – tłumaczył się. – Mówiono tak w czasach, gdy ludzie byli zabobonni.
Wydawali się zadowoleni i zapytali, jaki jest cel jego podróży.
– Jadę zrobić otwór w morzu – odpowiedział mój przyjaciel.
– W morzu? – zdziwili się.
– Tak, w morzu. Tak trzeba.
– Ma pan narzędzia?
– Tak, leżą w kącie – odpowiedział mój przyjaciel.
– Nie są złe – stwierdzili. – Ile czasu będzie pan potrzebował?
– Będę staral się skończyć szybko – odpowiedział. – Ten otwór jest mi niezmiernie potrzebny.
Jeden z mężczyzn spojrzal na zegarek i powiedział dziwnym głosem:
– Czwarta godzina!
W rzeczywistości była ósma.
W tej samej chwili mężczyźni rzucili się na mojego przyjaciela, załamali mu ręce na plecy i nakazali, aby szedł z nimi do przedziału kierownika pociągu. Tam wszystko zaczęło się od początku.
– A więc w morzu, co? – zapytał lekarz.
– Tak, w morzu – odpowiedział spokojnie mój przyjaciel.
– Otwór? – nastawał lekarz.
– Otwór – potwierdził mój przyjaciel.
Zapytano go więc, czy jest Nabuchodonozorem, Kleopatrą lub faraonem Ramzesem III.
– Czy jesteście szaleni? – zdziwił się mój przyjaciel. – Jakim faraonem! Czy nie widzicie mojego dowodu osobistego?
Psychiatrzy obruszyli się i oświadczyli, że to on jest wariatem.
– Dlaczego? – wypytywał się mój przyjaciel. – Ponieważ chcę zrobić otwór w morzu? Wy nigdy nie chcieliście zrobić?
– Nie, nigdy – odpowiedzieli.
– To dlaczego ja jestem wariatem, a nie wy?
– Ponieważ robienie otworu w morzu jest szaleństwem. To jest niemożliwością.
Mój przyjaciel zapytal, czy nigdy nawet nie próbowali robić otworu w morzu albo rzeczy równie niemożliwej według nich. Odpowiedzieli, że pracują w szpitalu psychiatrycznym, ale to nie znaczy, że są wariatami.
– I rzeczywiście – nalegał mój przyjaciel – nigdy nie próbowaliście?
– Nie, nigdy – zapewniali.
Mój przyjaciel zaczął się nad nimi litować. Był przekonany, że to ludzie nieszczęśliwi. Dla odmiany oni sądzili, że on jest bardzo nieszczęśliwy. On chcial zrobić coś, aby zmniejszyć ich nieszczęście, oni także chcieli coś zrobić, aby zmniejszyć jego cierpienia.
Wreszcie wziął swoje narzędzia i poszedł sobie. Przyszedł prosto do mnie, aby opowiedzieć całą historię.
W ten sposób ludzie nie pozwolili mojemu przyjacielowi zrobić otworu w morzu. I to ci sami ludzie, którzy nigdy sami nie próbowali zrobić rzekomo niemożliwej rzeczy, uważanej za szaleństwo.
Ale mój przyjaciel zrobił otwór. Zebrał swoje narzędzia, pojechał nad morze i zrobił go. Powiedział to tylko mnie, ponieważ teraz już znał łudzi, a my także znaliśmy się dobrze.
I od tego czasu w morzu jest otwór, podczas gdy ludzkość nazywa wariatem tego, który powiedział: jadę nad morze, aby wydrążyć w nim otwór.
Może ludzkość będzie uważała ich za szalonych, ale ja wiem, że tacy ludzie pierwsi postawią stopy na innej planecie niż ziemia. Czy także nazwiemy ich szaleńcami? Będą spacerowali po kraterach, będą patrzyli w słońce i rozmawiali z mieszkańcami tej planety istotami dziwnymi i być może także szaleńcami.
A potem zbiorą swoje narzędzia i pójdą robić otwory w morzach innych galaktyk.
Spolszczył Jerzy Dostatni